Przyjaźń z kobietą, zwłaszcza z ukochaną, jest dla mnie największym osiągnięciem. Miłość i przyjaźń rzadko idą w parze. O wiele łatwiej jest przyjaźnić się z mężczyzną niż z kobietą, zwłaszcza atrakcyjną. W całym moim życiu spotkałem zaledwie kilka par kochanków, którzy byli zarazem przyjaciółmi.
Najlepszym chyba objawem starzenia się jest to, że człowiek coraz mniej przejmuje się wszystkim. Jedną z głównych różnic pomiędzy mędrcem a kaznodzieją jest sposób okazywania wesołości. Mędrzec umie śmiać się od ucha do ucha, a ksiądz śmieje się rzadko i tylko półgębkiem. Prawdziwy mędrzec i prawdziwie święty człowiek to taki, który nie zawraca sobie głowy kodeksem moralnym. Żyje ponad poziomem tego typu spraw, jest wolnym duchem.
Z biegiem lat, moje zasady, do których nie lubię się przyznawać, diametralnie zmienily się. Zasadą moją jest być wolnym od zasad, wolnym od ideałów i od wszelkich ideologii z kategorii “izmów”. Chcę płynąć przez ocean życia jak ryba. W czasach młodości bardzo niepokoił mnie stan tego świata. Wprawdzie nadal lubię protestować i narzekać, lecz bardziej ubolewam nad ogólnym stanem rzeczy. Stałem się bardziej pokorny, bardziej świadomy tego, jak ograniczone są zdolności i możliwości, zarówno moje jak i moich bliźnich. Nie staram się już nawracać ludzi na swój światopogląd lub reformować ich. Nie czuję się też lepszy od innych ponieważ przewyższam ich inteligencją. Można walczyć ze złem, lecz w obliczu głupoty człowiek staje się bezradny. Wierzę też, że rodzajowi ludzkiemu najbardziej potrzebny jest ogólnoświatowy pokój i braterska miłość, ale przyznam, że nie mam pojęcia jakimi sposobami możnaby zbudować taki świat. Pogodziłem się też z faktem, choć nie było to łatwe, że my, istoty ludzkie, mamy skłonności do zachowań, na które zwierzęta wstydziłyby się patrzeć. Swoje niecne czyny często usprawiedliwiamy, jak na ironię, względami dobra wyższego. Zwierzę, gdy zabija swoją ofiarę, nie próbuje usprawiedliwiać się. Natomiast ludzkie zwierzę ma czelność twierdzić, że pomaga mu w tym ręka Boża. Jakby nie wiedział, że Bóg nie jest jego wspólnikiem, lecz świadkiem jego czynów.
Nadal czytam sporo różnych publikacji, ale coraz rzadziej sięgam po książki. Kiedyś szukałem w nich nauk i wskazówek dla siebie. Dzisiaj czytam je głównie dla rozrywki. Nie umiem już traktować książek i ich autorów tak poważnie jak kiedyś, zwłaszcza dzieł tak zwanych „myślicieli”. Tego rodzaju pokarm wydaje mi się teraz niestrawny. Czytam je po to, aby utwierdzić się w słuszności swoich przekonań, a nie po to, aby nabyć oświecenia i odkryć coś nowego. Nietzsche mówił, że sztuka ma działanie lecznicze, ale zapomniał dodać, że tylko przy współudziale pewnych czynników. Wszyscy potrzebujemy stymulacji i inspiracji, jest to stan możliwy do osiągnięcia wieloma różnymi sposobami, często takimi, które mogłyby zszokować moralistów. Każda droga jaką człowiek obiera jest niczym ekwilibrystyka.
Mam niewielu przyjaciół w wieku równym lub bliskim mojemu. Choć czuję się zazwyczaj dziwnie nieswojo w towarzystwie ludzi starych, jednak duży podziw i respekt mam dla dwóch staruszków – Pablo Casalsa i Pablo Picassa. Obaj liczą sobie już ponad dziewięćdziesiąt lat. Ci kreatywni, młodzi duchem starcy mogliby zawstydzić niejednego młodego. Ale prawdziwie starymi i niedołężnymi, by nie rzec, chodzącymi trupami są zazwyczaj ludzie w średnim wieku, wywodzący się z klasy średniozamożnej. Żyją sobie wygodnie w swoich gniazdkach i myślą że to status quo istnieć będzie wiecznie, albo powodowani paniczną obawą utraty tego co mają, zamykają się w swoim ciasnym świecie niczym w schronach przeciwlotniczych i czekają aż minie zagrożenie.
Nigdy nie byłem członkiem jakiejkolwiek organizacji religijnej, politycznej lub innej. Nigdy też nie brałem udziału w głosowaniu. Od wczesnej młodości jestem filozoficznym anarchistą. Jestem niejako wygnańcem z wyboru, który czuje się jak w domu wszędzie, prócz we własnym domu. W dzieciństwie miałam wielu idoli i teraz, w wieku osiemdziesięciu lat, też ich mam. Zdolność podziwiania innych, niekoniecznie połączona z gotowością naśladowania ich, wydaje mi się sprawą bardzo ważną; ale najważniejszą jest znalezienie jakiegoś nauczyciela lub mistrza. Nasuwa się tylko pytanie – jak i gdzie go znaleźć ? Jest to zazwyczaj ktoś, kto żyje między nami, ale my jakoś nie potrafimy go rozpoznać. Z drugiej strony odkryłem że czasami więcej można nauczyć się od dziecka niż od akredytowanego nauczyciela. Myślę, że nauczyciel pisany przez duże “N”, to ktoś równy mędrcowi i jasnowidzowi. Naszą tragedią jest to, że nie umiemy chować tego rodzaju zwierząt. To, co zwie się edukacją, jest moim zdaniem czynnikiem hamującym rozwój i postęp ludzkości. Mimo wielu społeczno-politycznych reform, metody dydaktyczne stosowane w całym cywilizowanym świecie okazują się archaiczne i bezowocne. Przyczyniają się tylko do utrwalania zjawisk patologicznych, które nękają i kaleczą nas, istoty ludzkie. William Blake powiedział: “Gniewne tygrysy są mądrzejsze niż konie szkoleniowe”. Co się tyczy mnie, z przykrością stwierdzam, że niczego wartościowego nie wyniosłem ze szkoły. Chyba nawet teraz nie potrafiłbym zdać niejednego egzaminu na poziomie szkoły podstawowej. Więcej nauczyłem się od idiotów i ludzi prostych, niż od profesorów. Życie jest szkołą, a nie oświata. Może to zabrzmi absurdalnie, lecz skłonny jestem zgodzić się z pewnym nędznym nazistą, który powiedział: “Gdy słyszę słowo Kultur, sięgam po rewolwer”.
Nigdy też nie interesowały mnie imprezy sportowe. Nie obchodzi mnie którzy sportowcy biją rekordy i jakie rekordy. Nie znam nazwisk gwiazd baseballa, footballa i koszykówki. Nie lubię meczów o zwycięstwo. Uważam, że należy uprawiać sport dla zdrowia i relaksu, a nie po to aby wygrywać. Wolę ćwiczyć ciało przez gry i zabawy, niż lekcje gimnastyki. Zresztą wolę ćwiczenia solo niż grupowe. Potrzebę fizycznych ćwiczeń zaspakajam jazdą na rowerze, pływaniem, spacerem po lesie lub grą w pingponga. Nie wierzę w sens ćwiczenia pompek, podnoszenia ciężarów, kulturystyki, w ogóle wyrabiania mięśni, o ile nie służy to jakiemuś ważnemu celowi. Uważam, że sztuki samoobrony należy uczyć się we wczesnym dzieciństwie i korzystać z niej wyłącznie w celu samoobrony. (A jeśli przez okres następnych kilku pokoleń mamy być nieustannie nękani plagą wojen, to może dobrze byłoby, żebyśmy natychmiast przestali posyłać nasze dzieci do Szkoły Niedzielnej i zaczęli uczyć je sztuki zabijania).
Nie wierzę też w żadne diety lub zdrowe potrawy. Przez całe życie jadłem chyba wszystkie niezdrowe rzeczy, i to w poważnych ilościach. Lubię delektować się tym, co spożywam. W ogóle cokolwiek robię, robię głównie dla przyjemności. Nie wierzę też w sens okresowych badań lekarskich. Gdy mi coś dolega, wolę o tym nie myśleć, ponieważ myśl taka szybko przekształca się w zmartwienie, które tylko pogarsza mój stan. Natura często leczy nasze choroby lepiej niż lekarze. Poza tym, nie wierzę, że jest jakaś recepta na długowieczność. Zresztą kto chciałby dożyć stu lat? Czy miałoby to sens? Krótkie, ale wesołe życie jest znacznie lepsze, aniżeli długie, pełne strachu, niepewności jutra i uzależnione od stałej opieki medycznej. Mimo postępu jaki medycyna poczyniła na przestrzeni wieków wciąż mamy cały panteon nieuleczalnych chorób. Wydaje się, że mimo wszystko ostatnie słowo do powiedzenia mają zawsze zarazki i bakterie. Kiedy nic już nie pomaga, do akcji wkracza chirurg, kroi nas na kawałki i wyciąga od nas ostatni grosz. I wy to nazywacie postępem?!