MY NEW GUIDES

NOWE DROGOWSKAZY

Teleewangeliści – cudotwórcy czy szarlatani?

Jeden ze znanych polskich piosenkarzy śpiewał: „Tak to ja oczaruję świat, on mi da, to co będę chciał”. Rzeczywiście, niektórzy artyści, politycy lub kaznodzieje potrafili swoim talentem, charyzmą lub niezwykłymi zdolnościami zafascynować, wprawić w podziw miliony ludzi i zdobyć ich serca. Sława i zachwyt przyniosły im wielomilionowe dochody z przedstawień, koncertów oraz sprzedaży dzieł lub płyt. W Ameryce znane jest powiedzenie „everything is business”, czyli „wszystko jest biznesem”. Jeżeli tak – to jest nim także religia. Stwierdzenie to nie jest nigdzie tak prawdziwe, jak właśnie w Ameryce. Oczywiście, nie dotyczy to wszystkich duchownych lub wyznań. Niemniej, gdy w grę wchodzi duża kasa, wtedy na ogół mało kto pamięta o zasadzie zachowania uczciwych reguł gry.

Wystarczy spojrzeć na kariery wielu amerykańskich ewangelistów telewizyjnych, wywodzących się przeważnie z różnych środowisk protestanckich. Ludzie ci często zaczynali dobrze, a kończyli źle – w atmosferze skandalu i w niesławie. Kiedy wypływali, dzięki telewizji, na szersze wody, stawali się popularni i majętni. W końcu ulegali różnym pokusom i wplątywali się w rozmaite afery i skandale.

W latach 80. najpopulrniejszym kaznodzieją telewizyjnym w Ameryce był Jimmy Swaggard. Jego programy transmitowane były za pośrednictwom kilkunastu stacji telewizyjnych na wszystkie kontynenty. Ale jego gwiazda szybko przyblakła wkrótce po tym, gdy udowodniono mu, że spotykał się z prostytutkami w motelach na przedmieściach Dallas, i to bynajmniej nie w celach ewangelizacyjnych.

Podobnie popularnym teleewangelistą był Jim Bakker, który zbudował w Kalifornii wielkie parki rozrywki w disneyowskim stylu. Chciwi na jego majątek wrogowie udowodnili, że miał romans ze swoją sekretarką Jessicą Hahn i zrobili z tego skandal, który obszernie komentowano w mediach. Bakker stracił z tego powodu wszystko, również rodzinę, a sam załamał się psychicznie i wylądował w szpitalu psychiatrycznym.

Warto też przedstawić działającego przez wiele lat Orala Robertsa – healera, telewizyjnego kaznodzieję, właściciela i dyrektora założonego przez siebie uniwersytetu w Tulsa, Oklahoma. Ten niewyobrażalnie zamożny człowiek, wielokrotnie atakowany przez media za nadużycia finansowe, przetrwał szczęśliwie wszystkie burze. Sam twierdził, że otrzymał od Boga dar uzdrawiania i że często rozmawia ze Stwórcą. Ogromna, ekstrawagancka „Wieża Modlitewna” w kształcie gwiazdy usytuowana jest w centrum tego miasteczka uniwersyteckiego. Odprawiane są tam modły za chorych – 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu. Jego programy religijne nadawane były przez wiele lat w każdą niedzielę, przez amerykańską i kanadyjską telewizję. W czasie ich trwania, Roberts lub któryś z jego współpracowników, przeciętnie co 10 minut, prosił telewidzów o wsparcie finansowe ich „dzieła”. Ponadto zachęcano chorych do położenia rąk na ekranie telewizora, aby przyjąć uzdrowienie w imieniu Jezusa. Wydaje się, że Jezus bierze czynny udział w pomnażaniu majątku Robertsa. Na początku 1988 roku Roberts, ku powszechnemu zdumieniu oświadczył publicznie, że Bóg odwoła go w zaświaty, jeżeli do końca marca tegoż roku nie uzbiera 8 milionów dolarów na utrzymanie swojej misji! Jego los „ważył się” więc przez kilka następnych tygodni. Na szczęście, niemal w ostatniej chwili, pewien właściciel psów wyścigowych „uratował” biedaka od niechybnej śmierci, ofiarowując mu czek na ponad milion dolarów. Brakująca suma została zebrana, „Bóg” zaspokojony, a Roberts uratowany.

Od wielu lat na szczególną uwagę zasługuje wielki gwiazdor religijnego biznesu, Benny Hinn. Ten mały mężczyzna o śródziemnomorskiej urodzie nie jest wielkim mówcą, ale bardzo utalentowanym showmanem.

Wielu ludzi wierzy, że Benny Hinn to mąż Boży, przez którego Bóg dokonuje wielkich rzeczy. Prawdopodobnie powodem tego jest spektakularny styl uzdrawiania, czy może raczej hipnotyzowania ludzi. W czasie organizowanych przez siebie „nabożeństw” Hinn, ubrany często w efektowne stroje, porusza się na scenie jak aktor. Emanuje od niego podobno jakaś niezwykła siła, która powala z nóg niemal każdego, kto się do niego zbliży lub on do kogoś. Aby przewrócić jednego chorego człowieka lub kilku zdrowych osiłków, Hinn nie musi ich nawet dotykać lub wymawiać imienia Bożego. Wystarczy, że powie lub krzyknie „rush” (to znaczy „pędź”) i machnie ręką w kierunku swojej ofiary, a ta natychmiast zwala się z nóg jak porażona prądem. Powalony przez „ducha” pozostaje w tym stanie przez co najmniej kilkanaście sekund. Wszystko to dzieje się przed obiektywami kamer i często robi na widzach niesamowite wrażenie. Pokazywano go czasami w telewizji przemawiającego w hali sportowej i rząd wózków inwalidzkich ustawionych przy środkowym podium na którym stał. Pozostawione zostały tam ponoć przez ludzi uzdrowionych, aby przekonać niedowiarków, że Bóg naprawdę działa przez tego człowieka. Nic dziwnego, że Hinn wzbudza niemało sensacji gdziekolwiek się pokaże. Nawet telewizja BBC wysłała swoich dziennikarzy na jeden z jego „występów”. Nie stwierdzili żadnych mistyfikacji, ale mieli sporo wątpliwości co do autentyczności tych uzdrowień. W każdym razie, tak oto skomentowali ów spektakl: „Jeśli nawet Benny Hinn jest tylko zręcznym eksponentem masowej hipnozy, jego działalność ma tę zaletę, że podtrzymuje wiarę cierpiącej ludzkości w pomoc sił wyższych”. Ogladając w telewizji cuda dokonywane przez Benny Hinna, można odnieść wrażenie, że podczas tej zbiorowej hipnozy w wielu zebranych wstępuje jakaś niezwykła energia, która sprawia, że niektóre osoby mające trudności z chodzeniem – są w stanie przejść kilka metrów na własnych nogach. Ludzie ci zachowują się jednak dziwnie i nienaturalnie, jakby nie chodzili o własnych, odzyskanych siłach, lecz jak na szczudłach, podtrzymywani jakąś zewnętrzną energią. Trwałość tych „cudów” budzi także poważne wątpliwości. Udowodniono też Hinnowi, że uzdrawiał ludzi z chorób na które wcale nie cierpieli – na przykład na raka lub padaczkę. Hinn, który chwalił się, że rozmawia często z Bogiem, został w latach 90. oskarżony o herezję i wycofał się z wielu głoszonych przez siebie nauk. Najwyraźniej Duch święty w czasie rzekomych pogawędek zapomniał mu powiedzieć, że naucza bzdur…

Obok tych kontrowersyjnych postaci są także takie, które cieszą się szacunkiem i którym nie dowiedziono nigdy żadnych nadużyć i skandali. Należy do nich słynny ewangelista baptystyczny Billy Graham. Jednak, dziwnym trafem, jemu jakoś cuda się nie zdarzają.

Cokolwiek by mówić o cudach dokonywanych przez teleewangelistów, nie należy zapominać, że podobne uzdrowienia spotykamy niemal we wszystkich religiach, a także poza nimi. Być może kiedyś dowiemy się jakie jest ich prawdziwe źródło. Natomiast dzisiaj możemy mieć pewność co do jednego – telekaznodziejstwo i uzdrawianie są często niezwykle dochodowym interesem, obliczonym na korzystanie z ludzkiej niewiedzy i naiwności.

Jerzy Sędziak, 2001

 

© Copyright by Jerzy Sędziak

2019-07-02T23:17:38+00:00