MY NEW GUIDES

NOWE DROGOWSKAZY

Wczoraj, w portalu Interia ukazał się interesujący artykuł pod tytułem: „Wybitny lekarz o tym, co dzieje się po naszej śmierci”. Oczywiście wzbudził duże zainteresowanie o czym świadczy fakt, że zamieszczono pod nim ponad trzy tysiące komentarzy. Ponieważ w Interii, podobnie jak na wielu innych forach, komentatorzy prawie zawsze podpisują się nickiem, dlatego nie mogę podać imion i nazwisk autorów tych wpisów. Oto niektóre z nich:

Jak ktoś może mówić z taką pewnością o nieistnieniu Boga? Człowiek jest kimś wyjątkowym w świecie, chyba każdy to widzi. Dla mnie jest niemożliwym, aby wszystko co przeżył człowiek w życiu poszło w zapomnienie. Właśnie to byłoby bez sensu. Wierzę, że przeznaczeniem człowieka nie jest grób. Świat musi po coś istnieć, musi być wynikiem czegoś i do czegoś zmierzać. Czy to nie jest racjonalne? Czy to jest sprzeczne z wiarą?

Świat bez Boga chrześcijan istniał miliardy lat. Ich Bóg pojawił się w tym świecie całkiem niedawno. Ziemia ma 4,467 mld lat czyli 32,5% wieku Wszechświata. Zaś Bóg chrześcijan (przejęty z judaizmu) pojawił się jakieś 3,5 tys. lat temu. W skali istnienia Ziemi pojawił się więc niemal przed chwilą. Człowiek rozumny zaczął stąpać po Ziemi jakieś 200 tys. lat temu, z czego około 65 tys. lat temu stał się zdolny do głębokich refleksji. Czyli spokojnie żył bez Boga chrześcijan około 64.996,5 lat i nie skończyło się to dla niego źle. O etyce i moralności pisze się traktaty na setki i tysiące lat przed rzekomym pojawieniem się Jezusa na arenie dziejów. Więc nie, chrześcijaństwo nie jest czymś, co uczyniło z nas ludzi. To ludzie wymyślili chrześcijaństwo a nie chrześcijaństwo ludzi. To ludzie dali chrześcijaństwu ich moralne drogowskazy, to ludzie do nich doszli, a nie raptem je otrzymali z nieba. Ludzie wierzący stale zapewniają się wzajemnie, że Bóg nie jest odpowiedzialny za ludzkie cierpienie. Ale jak więc możemy uznać, że Bóg jest wszechobecny i wszechmocny? To od wieków istniejący problem teodycei – i powinniśmy uznać go za wyjaśniony. Jeżeli Bóg istnieje, to albo nie może zrobić nic by powstrzymać najbardziej ekstremalne nieszczęścia, albo o to w ogóle nie dba. Tak więc Bóg jest albo bezsilny, albo zły. Albo go nie ma.

Tak. Celsus wiedział, a Orygenes nie umiał zaprzeczyć. Niejaka Miriam, matka Jehoszuy, znana w Polsce jako Maria, matka Jezusa, urodziła syna, mając około 14 lat. Czyli była 12-13 letnią dziewczynką, kiedy dobry Bóg katolików raczył ją zapłodnić. O tym „cudownym” poczęciu pisał jednak odmiennie Celsus w II w.n.e.: „Biedna wiejska dziewczyna, którą sąsiedzi niezbyt szanowali. Mąż jej, z zawodu cieśla, wypędził ją, dowiódłszy jej cudzołóstwa z żołnierzem. Wypędzona błąkała się tu i ówdzie i we wstydzie porodziła tajemnie Jezusa, z pewnego żołnierza Panthery”. Znamy tego semickiego żołnierza. Do dziś istnieje płyta nagrobna Tyberiusza Juliusza Abdesa Panthery, na której wyryto: „Tyberiusz Juliusz Abdes Panthera z Sydonu, w wieku lat 62, służył lat 40, niegdyś chorąży Pierwszej Kohorty Łuczników spoczywa tu”. Krytyk wypowiedzi Celsusa – apologeta chrześcijaństwa – Orygenes nie znalazł żadnych kontrargumentów na obronę Maryi. Stwierdził jedynie: „Bóg, który łączy ciało z duchem, czyż pozwoliłby, aby Ten, co tak cudownych miał dokonać rzeczy, przyszedł na świat drogą nieprawą i zbrodniczą?”. Przyznasz, że to marny argument. Można przyjąć, że Jezus istniał. Dlaczego nie. Jednak nie był to ktoś, o kim mówią mity katolickie i chrześcijańskie. Jezus chrześcijan i katolików, to wymysł zapoczątkowany przez św. Pawła, z którym nie zgadzał się w żadnej mierze nawet rodzony brat Jezusa – Jakub, pierwszy biskup i ten, któremu prawdopodobnie Jezus powierzył dalsze losy reformowania judaizmu, a nie zakładanie nowego kościoła. Jeżeli Jezus istniał, to znacznie różnił się od kogoś, kogo próbuje nam przedstawiać kościół.

To dziwnie ten duch święty dyktował, skoro Ewangelie w takiej ilości miejsc same sobie przeczą. Poza tym do IV w. istniało ponad 200 Ewangelii. Dodatkowo podczas powstawania tzw. Pisma Świętego nie znano pojęcia Ducha Świętego. Ten twór został wymyślony znacznie później. W roku 325 podczas soboru nicejskiego w wyniku głosowania 250 biskupów sprowokowanych naukami księdza Arrio z Aleksandrii (który głosił ze Jezus nie jest Bogiem, tylko bóstwem niższej klasy) ustala się, że przysłany na ziemie Jezus i Bóg, który go przysłał, to ta sama osoba. Zostaje wprowadzona wiara w Dwójcę Świętą. Jezus z Betlejem ma zastąpić dotychczas czczonego Mitrę. Wniebowzięcie Mitry w okresie równonocy wiosennej staje się chrześcijańskim świętem Wielkanocy. Narodziny Jezusa (6 stycznia) by wyprzeć z rynku konkurencyjnego Mitrę zostają przesunięte na 25 grudnia (narodziny Mitry). W Rzymie na Wzgórzach Watykańskich, chrześcijanie przejmują święta grotę Mitry, czyniąc z niej siedzibę Kościoła katolickiego (późniejszy Lateran). Nowe kościoły stawiane są w miejscach kultu Mitry (podziemne sanktuaria Mitry można dziś zwiedzać min. pod kościołem Santa Prisca i San Clemente). Występowanie wyraźnych podobieństw do mitryzmu, ojcowie chrześcijaństwa tłumaczą działalnością diabła. Podstawą kultu Mitry była wiara w nieśmiertelność duszy oraz 10 podobnych do żydowskich przykazań. Mitrze poświęcano chleb i wino lub wodę (oraz ofiary ze zwierząt) a jego wyznawcy łączyli się w gminy, na czele których stali ojcowie. W odróżnieniu od chrześcijan, wyznawcy Mitry nie uważali niewolnictwa za stan zgodny z wola Bożą, lecz skutek przemocy. W 381 r. Do obowiązującej dotychczas konstantyńskiej „Dwójcy Świętej” cesarz Teodozjusz dołączył trzecią osobę tzw. „Ducha Świętego”. Działo się to na soborze w Konstantynopolu. Od czasu Teodozjusza jest więc mowa o Trójcy. Twierdzi się też, że po raz pierwszy trójcę powołał do życia Atenagoras z Aten. Ideę podchwycił Tertulian i rozwinął tzw. oikonomiczną (oikonomia) teorię trójcy św. Una substantia, ale każda inna (tres persona). Trójca była adaptacją elementów wielu różnych pogańskich religii do potrzeb ówczesnego kościoła. Triadę Wielkich Bogów spotykamy w starożytnym Rzymie – Trójca Kapitolińska czy Triada Kapitolińska (Jowisz, Mars, Kwiryn – pochodzenia praindoeuropejskiego lub Jowisz, Junona, Minerwa – wywodzącą się z mitologii etruskiej), w starożytnej Asyrii (Anu, Enlil, Ea), Babilonii (Isztar, Sin, Szamasz), Egipcie (Horus, Ozyrys, Izyda). Szczególnie wyraźne podobieństwo do Trójcy występuje w Hinduizmie. Siwa jest jednym z bogów trójcy. Mówi się o nim, że jest niszczycielem. Dwaj inni bogowie to Brahma, stwórca i Wisznu, zachowawca. Chcąc wskazać, że te trzy procesy niczym się nie różnią, połączono tych trzech bogów w jedną postać. Rodzi się tylko pytanie – kto uwierzy w takie manipulacje i uzna Trójcę? Zrobi to ktoś bez wiedzy, bez otwartego i trzeźwego umysłu, ktoś bezkrytyczny, bezwolny intelektualnie, poznawczo leniwy, ktoś podatny na prymitywne zabiegi socjotechniczne, ktoś, kogo indoktrynowano od dziecka i nie mówiono mu prawdy, czyli zrobi to najprędzej… człowiek wierzący. Człowiek zdrowy na rozumie zapyta: To kto w takim razie to dyktował.

„Spójrz Duchu Święty na ludzi idących przed siebie  drogą nieskończonego postępu, na mędrców, którzy ulepili golema  na własne podobieństwo i na własną zgubę. Spójrz Duchu Święty  na rozpad atomu, na rozpad moralności, na rozpad ładu, sztuki, na rozpad cywilizacji, na rozpad słów, na rozpad prawa, na rozpad harmonii,  na rozpad rozsądku, na rozpad logiki, na rozpad wszelkich wartości. Z głębokości wołamy do Ciebie Duchu Święty, albowiem jesteśmy bezwolnymi narzędziami w rękach naszych lekkomyślnych dzieł. Jesteśmy jak ci co nie wiedzą co czynią. Zstąp na ziemię samounicestwienia, na rakowate miasta i wsie, na trędowate domy, na zatrute zboża, ogrody i sady, na martwe rzeki i morza, i kręgi nad nami, ludźmi chaosu, kłamstwa i obłędu. Krąż jak ongiś krążyłeś w genezejskim locie nad chaosem niepotrzebnych żywiołów. Krąż nad nami – Poskromicielu zamętu, nad pobojowiskiem naszych klęsk, nad rzeźnią tego świata, nad śmietnikami pełnymi niedonoszonych płodów, nad ziemią cuchnącą swądem spalonych ciał, nad górami atomowych odpadków, i wybaw nas od głupoty udającej mądrość, od kłamstwa udającego prawdę, od ślepoty udającej dalekowzroczność, od chamstwa udającego obrażoną godność, od fanatyzmu udającego wiarę, od brudu udającego czystość, od nienawiści udającej miłość, od niewoli udającej wolność, od obłudy udającej szczerość, od pychy udającej pokorę, od warcholstwa udającego odwagę, od szatana, który mówi nie, a myśli tak, a mówiąc tak, myśli nie”. Roman Brandstaetter

Śmierć nie istnieje. Nie trzeba się jej bać. To jedynie przejście, uwolnienie się od materialnego kokonu! Zrozumcie, że jesteśmy istotami duchowymi. Nasz dom jest tam, nie tu! Tu to jedynie mamy zdobyć doświadczenia, rozwijać się duchowo, a nie gonić całe życie bez sensu za materią, karierą, kasą, nowym autem! NIGDZIE tego nie zabierzecie. Smutne jest to, że większość z was nie ma czasu na rozwój duchowy przez całe życie, a na końcu drogi zaczynacie dopiero myśleć: „co ja robiłem(am) przez cały ten czas?” Chce ktoś pogadać?

Nauka ma jeszce długą drogę do zroumienia czym jest śmierć. Śmierć kliniczna to nie prawdziwa śmierć !!! To po pierwsze. Po drugie, wcale nie musi być to przyjemne doznanie. Jesli ktoś bardzo boi się śmierci bo .. wierzy w religijne herezje o piekle, diable, szatanie i myśli, że tam może trafić .. ma bardzo dużą szansę zobaczyć to .. jakby to byla RZECZYWISTOŚĆ. Jego własna świadomość to mu stworzy. Ustanie pracy ważnych organów nie znaczy że to koniec. To może nastąpić wiele godzin po śmierci klinicznej. Prawdziwa śmierć jest NIEODWRACALNA. Jest to moment w którym DUCH jaki ciało animuje, opuszcza je. To startuje proces rozkładu ciała. Wtedy nie ma zmiłuj się. Osobowość człowieka zwana duszą inaczej jest KASOWANA (zamieniana na neutralną energię) i z niej potem jest przygotowywana nowa unikalna osobowość. Za jakiś czas DUCH się będzie reinkarnowł ponownie .. w nowym ciele .. z dopasowaną wcześniej do niego osobowością, zbudowaną na podstawie wszystkich przeżytych wcieleń – czyli poziomu EWOLUCJI świadomości do jakej udało się im dojść. Duch przejmuje embrio w 21 dniu po zapłodnieniu. Dokładnie wtedy gdy serce zaczyna bić samoistnie. Kawałek „mięsa”, że tak się wyrażę .. staje sie wtedy człowiekiem. Śmierć jak widać jest TYLKO TRANSFORMACJĄ .. z jednego cielesnego życia … do drugiego. To co RZECZYWISTE nigdy nie umiera .. a co jakiś czas przyjmuje NOWĄ FORMĘ. Polecam się zastanowić i poszukać odpowiedzi na pytanie …. KIM SAMI jesteście. Gdy człowiek zrozumie prawdę … śmierć nie jest mu straszna. Pozdrawiam.

2020-09-09T13:26:47+00:00